Niegdyś sercem Łodzi były wielkie fabryki przemysłu włókienniczego. Miasto tętniło miarowym rytmem maszyn.
Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy, we mgle i w deszczu, budziły się z wolna, buchały płomieniami ognisk, oddychały kłębami dymów, zaczynały żyć i poruszać się w ciemnościach, jakie jeszcze zalegały ziemię – pisał Władysław Stanisław Reymont w „Ziemi Obiecanej”.